niedziela, 26 stycznia 2014

One Shot 5- Marcessca- "Ale prawdziwa miłość przetrwa każdą rozłąkę..." cz.3


Rozstanie jest naszym losem.
Spotkanie naszą nadzieją...


       Wszyscy mają chwilę, w których chcą zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Uciec i nigdy nie wrócić. Dlaczego? Bo nie doceniamy wielkiego daru, jakim jest życie. A przecież nic nie dzieje się bez powodu. Wszystko po to, żeby udowodnić ile ten ktoś dla nas znaczy. Jak bardzo go kochamy lub potrzebujemy. Śmierć bliskiej osoby to drastyczne przeżycie, którego nikt nie chce doświadczyć. Wtedy ludzie bardzo często popadają w depresje lub nałogi. Tak samo było w przypadku Marco...


      Podszedł do butli i napełnił plastikowy kubek wodą. Od kilku dni nie robi nic innego. Przemierza samotnie odległość od sali do holu głównego. Był przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę, by mógł ocierać jej łzy. Miał zamiar spędzić razem z nią te ostatnie chwile jej życia.
 Oparł się o bladą ścianę. Już nic się nie da zrobić.

      Leżała na zielonym łóżku i wspominała chwile, których już nigdy nie przeżyje. Jej ciało z dnia na dzień traciło blask. Wpatrzona w biały sufit myślała o nich. Nie da się ukryć... Czas za szybko ją ściga, stanowczo za szybko.

      Wszedł do szpitalnej sali, usiadł obok niej i złapał ją za rękę. Jej powieki stawały się coraz cięższe, a oddech coraz bardziej nierówny.
- Kochanie, potrzebujesz czegoś?- zapytał, a Francessca pokręciła przecząco głową i delikatnie się uśmiechnęła. Chciała mu w ten sposób dodać otuchy.
-Marco... Odchodzę.- wyznała z bólem serca. Chłopak położył się obok niej.
-Niedługo się spotkamy.- oznajmił.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.- powiedział i mocniej ścisnął jej dłoń.
-Zawsze razem.- oznajmili równocześnie. Na te słowa po raz ostatni się do niego uśmiechnęła. Nagle monitor wskazał linię prostą. Odeszła szczęśliwa, bo on był przy niej. Był dla niej. Nachylił się nad nią i pocałował jej zimne i niemalże fioletowe wargi, po czym gorzko zapłakał.


     Dzisiaj mija dokładny miesiąc od jej śmierci. Wszystko się zmieniło... I on się zmienił. Swoje smutki i troski zaczął topić w alkoholu. Butelka stała się jego najlepszym przyjacielem. Od jej pogrzebu nie wychodził z domu, bo światło dzienne za bardzo go raziło. Przestał spotykać się ze swoimi przyjaciółmi. Po prostu... Wszystko straciło dla niego sens.

     Teraz siedzi na ziemi i czyta jej pamiętnik:
„Marco… Najpiękniejsze słowo na świecie! Dzisiaj po raz pierwszy mnie pocałował i życie nagle nabrało sensu. W końcu ktoś mnie będzie kochał i mam nadzieję, że resztę życia spędzę u jego boku.” 
Brunet podniósł jeden kącik ust na wspomnienie tamtego dnia. Wziął do ręki zdjęcie, które przedstawiało ich.
Przerzucił kartki niebieskiego notatnika na ostatnią stronę i zagłębił się w słowach.

"To już potwierdzone. Mam raka. Za parę miesięcy pożegnam się z życiem, a co gorsza... Z Marco."
Nie wytrzymał i rzucił zeszyt o ścianę.
-Czemu ona, a nie ja?!- krzyknął spoglądając w górę. Jednak nie usłyszał odpowiedzi na swoje nurtujące pytanie. Zrezygnowany i wyczerpany zasnął.

   Wsłuchiwał się w głuchą ciszę. Nagle pomieszczenie rozjaśniło ostre światło. Spojrzał w drugim kierunku i ujrzał...
-Fran? To ty, kochanie?
-Marco, dlaczego to robisz?
-Dlaczego co robię?
-Alkohol nie załatwi wszystkich twoich problemów. Musisz iść na przód.
-Nie chcę bez ciebie. Nie chcę i nie mogę.
-Pamiętasz co mi obiecałeś cztery tygodnie temu?- zapytała, a po jego przytaknięciu kontynuowała dalej.- Wierz i żyj.
-Nie, Fran! Nie zostawiaj mnie! Proszę...

     Obudził się zalany łzami i zimnym potem. Ten sen wyjaśnił mu wszystko.


       Żeby wróciły te dni, kiedy uśmiech był na twarzy… Żeby spokojnie zasypiał i znowu zaczął marzyć...






Dobrywieczór ;D
To ostatnia część tego opowiadania. Pozwólcie, że pozostawię go bez komentarza.
Niedługo zaszczycę Was nowym OS. Równie nudnym.
Na razie bywajcie. Do następnego ;33

Kocham Was,
Patrycja Verdas ;***

poniedziałek, 20 stycznia 2014

One Part 4 część 1 ~ Huk,krew i ból

Dyskretnie wyszła z domu.  Szła bardzo szybko zostawiając w oddali wielką willę. Założyła okulary przeciw słoneczne i apaszkę poczym weszła do wielkiej galerii handlowej.  Powoli weszła do toalety damskiej, stanęła przed lustrem zdejmując białe markowe okularki.  W lustrze ukazała się brunetka z piękną twarzyczką acz z wieloma niedoskonałościami. Pod oczami wielkie wory, zmęczona cera i kompletny brak makijażu, co według niej było największą wadą. Z torebki  od Channel wyjęła szminkę, tusz do rzęs,  korektor i cienie do powiek.  Szybko nałożyła na siebie multum kosmetyków i zadowolona wyszła w ciemnych okularach z toalety,  a następnie ze sklepu. Przeszła kilka uliczek i znalazła się w tej najciemniejszej. Rozejrzała się wokół siebie, nikt nie patrzył. Wsiadła do czarnego auta. – Cześć-Przywitała chłopaka całusem w policzek.  Nie odpowiedział jej , skinął tylko głową aby poczekała. Po kilku minutach jazdy dojechali w dość ustronne miejsce. – Verdas wiesz, że nie mam już na to siły – Zwrócił się do dziewczyny-  Zerwij już z nim! Spojrzał głupio na dziewczynę i chwycił jej dłonie . Niemal natychmiast spuściła wzrok – To nie jest takie łatwe- szepnęła- Jest moim mężem- Puściła go i wsadziła kieszenie do spodni w rurkach. – Cholera, jesteście razem tylko dla kasy, jesteś ze mną, Violetto.

Zapewne zastanawiacie się kim takim jest panienka Verdas, żona sławnego aktora, Leona Verdasa.  Sama z resztą jest sławną artystka, wprawdzie tylko dzięki niemu, ale taki właśnie był ich plan. Miała uwieść przystojnego Verdasa, a następnie go poślubić.  Zależało jej tylko na sławie i pieniądzach, które posiadał owy brunet. Dwulicowa kobieta miała jednak kogoś na boku, kogoś kto pomógł jej uknuć ten iście szatański plan. Diego Fernandez – Nikt  ważny, a jednak w tej historii jeden z najważniejszych.  Prawdziwy chłopak Violetty Cas… Verdas.  Zawsze starał się wybić, ale nigdy mu się to nie udało. Tylko po to był jej plan z Leonem,  szczerze powiedziawszy nawet nie przypuszczał, że  tak łatwo pójdzie.  Wiedział, że Violetta nie będzie już tylko jego, acz nie wiedział, że tak mało czasu będą razem spędzać i, że o ich spotkania będzie tak trudno.

Znów obudził się bez niej u boku ,,Wyszła pewno do sklepu’’ Pomyślał.  Mijały minuty i godziny, ciągnęły się one niemiłosiernie, a on cały czas czekał. Jaki wówczas był głupi. Myślał, że go tak strasznie kocha, a ona … była tak okropną osobą.  Nie wróciła do późna. Dzwonił do niej, pisał. Wcale się nie kłócili nie miała powodu do uciekania. W akcie desperacji zadzwonił do jednej z je koleżanek Franceski.  Ona także nie wiedziała gdzie jest brunetka, ale ona wiedziała o jej drugim obliczu, wiedziała o Diego. Tak trudno było jej nie powiedzieć o tym Verdasowi, on tak kochał Violettę, a ona była dla niego taka okrutna…

- Diego jest już późno, Leon pewnie odchodzi od zmysłów- Krzyknęła Violetta kiedy jej ukochany znów zaczął przedłużać jej powrót do domu. – A od kiedy ty się nim tak przejmujesz? – Zapytał zirytowany Fernandez.  Przewróciła oczami i poprawiła sobie włosy – Proszę Cie…- głos jej się załamał- Dddiego- wydukała- Papparazzi , jedź szybciej- krzyknęła. Chłopak nacisnął pedał gazu, jechał bardzo szybko. Byli już na obrzeżach miasta, kątem oka spostrzegli przepaść, do której niemiłosiernie szybko się zbliżali… - Skręcaj! –Wrzasnęła.  Diego próbował kręcić kierownicą , na nic się to zdało.  Huk, krew i ból. A oni  tam byli, robili zdjęcia, których na dowody mieli już wystarczająco dużo.

Prezentuję wam (spóźnionego ) One Shota, który będzie miał stosunkowo dużo części.
Dziś prezentuję wam pierwszą, chyba najkrótszą i najsłabszą. Na następną zapraszam
Prawdopodobnie  11lutego. Jest to termin mojego powrotu z zimowiska, tylko śniegu

Brak L A ja pisałam notkę o śniegu ;3

środa, 15 stycznia 2014

Siemka / Oh my god, pada śnieg ;D

Cześć wszystkim, tak tak to znowu ja :) Patrycji jakoś nie łapię ostatnio na gg, więc posta napiszę sama :> To przewyższy moje umiejętnośći ( jaki podtekst) Basta, gadaj do rzeczy! Otóż mam dla was coś w miarę oryginalnego, ale pierw coś przeterminowanego.

http://el-tiempo-detener.blogspot.com/
Jest to mój własny blog z opowiadaniem. Rzecz jasna, a może nie o Violetcie :) Mam nadzieje, że wejdziecie, skomentujecie i Wam się spodoba <3Zapraszam ;D

A teraz coś, co wpadło mi do głowy na lekcji matematyki.

Czyli...MOJE POSTANOWIENIA NOWOROCZNE!
Yuhu wprawdzie już po fakcie ( czyżby mi się zrymnowało), bo jest 15 stycznia, acz ja i tak to zrobię!
1) Będę więcej czasu poświęcać na naukę.
2) Zastosuję się do zasady ,,najpierw praca potem przyjemnosci''
3) Postaram się być mniej cyniczną osobą.
4) Korzystanie z internetu ograniczę do 3/4 dni w tygodniu.
5) Będę się podlizywać panu od komputerowych ( cudowny nauczyciel dał mi 4 na koniec półrocza. Porażka)
6) Będę brała udział w konkursach i olimpiadach.

Czy mi się uda? Nie wiem, ale trzymajcie za mnie kciuki ;D
PS Mój OP powinien pojawić się w weekend.
PS2 Szykuję niespodziankę <3
PS3 PADA ŚNIEG 

Buziaki, Panna Verdas

sobota, 11 stycznia 2014

One Shot 3 -Marcessca- "Ale prawdziwa miłość przetrwa każdą rozłąkę..". cz.2


          Dzisiaj mija dokładnie 15 lat od ich ostatniego spotkania. Przez te kilkanaście lat wiele się zmieniło w życiu dziewczyny: skończyła szkołę, wyprowadziła się z domu dziecka, znalazła prace i zamieszkała w wysokim wieżowcu w centrum miasta.
Dom wręcz idealny dla samotnej osoby. W ciągu upływu lat nie zaprzyjaźniła się z nikim. Bała się, że ktoś ją zrani i zostawi ją. Obawiała się przywiązać do jakiejś osoby. Nie chciała kolejnego ostrego zakrętu życiowego.
          Podeszła do wielkiego okna, które zastąpiło jej ścianę i spojrzała na panoramę Buenos Aires. Miasto marzeń.
 Tęskniła za nim. Potwornie za nim tęskniła. Nieraz wyobrażała sobie, że jest blisko niej... Jest dla niej. Nie mieli do siebie numeru telefonu, bo przecież wtedy byli dziećmi, pięcioletnimi urwisami. Ale wciąż pamięta jego słowa: "Ja tu wrócę. To jeszcze nie koniec". W chwilach zwątpienia próbowała się nimi pocieszyć. Nawet nie miała jego zdjęcia... Jego obraz pozostał tylko w jej pamięci.
Nagle zadzwoniła jej komórka. Dziewczyna podbiegła do telefonu i odebrała entuzjastycznie. Każde połączenie telefoniczne odbierała takim tonem. Nieważne, że przybiera sztuczny uśmiech za każdym razem. Zawsze, gdy wychodzi z domu ubiera "maskę" innej osoby, bo nie chciała innym okazywać swojej słabości. A przecież wszyscy ludzie zasługują na serdeczność, prawda?
-Tak?
-Dzień dobry. Z tej strony pani Alice. Czy mogłaby pani przyjść dzisiaj do pracy?
-A dzień dobry, pani. Przepraszam, ale nie mogę. Jutro zostanę dłużej, dobrze?
-No, jak pani woli. Dowidzenia!
-Dowidzenia.- pożegnała się i odłożyła słuchawkę.



"I gdy w końcu skrzyżują się drogi tych dwojga i spotkają się ich spojrzenia, wtedy znika cała przeszłość i cała przyszłość..."


-Nie zdążę, nie zdążę.-mamrotała pod nosem.- Kolejny raz w tym tygodniu spóźnię się do pracy! Chyba mnie wyleją!- mówiła do siebie. Nagle poczuła ból w okolicy ramienia, a jej segregatory, papiery i teczki znalazły się na ulicznym chodniku.- Uważaj, jak chodzisz, palancie!
-Sama patrz pod nogi!- krzyknął i spojrzał na dziewczynę.- Emm... Czy my się znamy?
-Hahaha.- udała śmiech.- Typowy tekst na podryw.- oznajmiła.
-Nie naprawdę mówię. Nie spotkaliśmy się już kiedyś? zapytał i spojrzał głębiej w jej ciemne oczy, szukając w nich odpowiedzi. Nagle coś go olśniło. Przypomniało mu się całe dzieciństwo spędzone na placu zabaw z piękną towarzyszką u boku.- Francesca?
-Skąd ty... Chwilka... Marco...? Marco!- krzyknęła i rzuciła mu się na szyję.
-Właśnie miałem cię szukać.-Wyobrażacie to sobie? Nie widzieli się przez długi czas, mógł o niej zapomnieć, a on zjawia się w Buenos Aires dla niej.-Ale wypiękniałaś!- oznajmił, złamał ją za rękę i obkręcił.
-Dzięki. Ty też niczego sobie.-powiedziała przez śmiech.
Zaczęli o sobie opowiadać i ani na moment nie zamykały się im buzie, bo przecież nie rozmawiali ze sobą 15 długich lat. 
Lecz było coś, czego Francessca nie powiedziała chłopakowi...


       Po niedługim czasie Pani Resto przyjęła inne nazwisko, po swoim mężu. Tak, dobrze myślicie. Po Marco. Na palcu dziewczyny została założona złota obrączka. Zamieszkali razem. Dbali o siebie nawzajem, kochali się i nie odstępowali drugiej połówce na krok. Żyli każdą chwilą, bo Francesssca wiedziała, jak bardzo są one ważne. Cieszyli się swoim szczęściem, aż do czasu...




Dzień doberek, kochani!
Tak oto prezentuję się dziwna cz.2.
To opowiadanie będzie miało jeszcze jedną część i tam zostanie wszystko zrozumiale wyjaśnione ;D A na razie pozostawiam Was w niepewności :D
To do następnego!


Kocham Was,
Patrycja Verdas ;***

piątek, 3 stycznia 2014

One Shot 2 - Wszystkim co mamy jest ta chwila ~ Leonetta

Wszystkim co mamy jest ta chwila 
Jutro jest niewypowiedziane 
Wczorajszy dzień jest historią 
Więc dlaczego nie jesteś tutaj ze mną? 
Wszystkim co mamy jest ta chwila 
Aby wprawić naszą miłość w ruch 
Wczorajszy dzień jest historią 
Więc dlaczego nie jesteś tutaj ze mną? 
Bądź tutaj ze mną, teraz 
Katy Perry ,,This Moment’’

Starała się żyć jak każda inna piętnastolatka, ale z wiecznie marudzącym ojcem było to wręcz wykluczone. Pozbawiony własnego życia mężczyzna nawet nie zauważał, że żyje życiem swej córki. Kiedy szła na spacer niczego nie świadomy ojciec wypytywał jej, co będzie celem jej przechadzki, kogo może spotkać po drodze i najbardziej nurtujące, kiedy wróci. To była potworna udręka musieć wiedzieć, o której godzinie zakończy swój spacerek, żeby tata się nie martwił. Czuła się jakby coś mu zrobiła, a była wyjątkowo grzeczną i posłuszną dziewczyną. Zgadzała się na to by German decydował za nią, ale  to musiało się skończyć. W dniu swych  szesnastych już urodzin postanowiła staną ć naprzeciw prawdy i porozmawiać z ojcem. Chwile przed przyjęciem, organizowanym przez Ramallo dyskretnie podłożyła pod drzwi pokoju ojca mały skrawek papieru.
Wstał wyjątkowo szczęśliwy, dziś jego pociecha miała urodziny. Zdawało mu się, że wymyślił dla niej idealny prezent, bo bezcenny. Pośpiesznie ubrał przyszykowane kilka dni przedtem ubrania, wyperfumował się ulubionymi perfumami Violetty i wszedł do łazienki, gdzie wykonał podstawowe czynności. Jednak kiedy wrócił z powrotem do swego królestwa dostąpił znieważenia, ład i porządek jakiego zawsze uczył każdego domownika został naruszony. Pod dębowymi drzwiami leżała mała karteczka, zacisnął pięści poczym podniósł owy śmieć. Już nachylał się w kierunku kosza na śmieci, ale zobaczył drobniutkie literki spoczywające na białej karteczce. Z własnej ciekawości zaczął czytać.
Tato
Wiesz, że dziś moje 16 urodziny. Myślę, że ten dzień powinien położyć kres paru istotnym sprawom. Nie chcę w żaden sposób krytykować Ciebie, Twojego stylu bycia, ani Twych metod wychowawczych, chce Cie tylko prosić o jedną rzecz. Mianowicie o większą swobodę proszę Ciebie tylko o to, bo wiem, że na resztę moich fanaberii się nie zgodzisz, ale mimo wszystko wiedz, że chciałabym iść do szkoły. Nie przeszkadza mi wcale to, że mam guwernantkę, nie w tym rzecz. Chciałabym Ci uświadomić, że chcę żyć jak inne dziewczynki.
                                               Przepraszam, Violetta.
W liście, jeśli można go nim nazwać nie było nic narzucone, wręcz przeciwnie, Violetta przeprosiła nawet za niego. Ale on wiedział, że nie miała za co, sam doszedł do takiego wniosku. Wiedział, że źle postąpił wpychając swój szanowny tyłek w jej niepoukładane życie. Dlatego właśnie postanowił to zmienić.
Włosy zostawiła rozpuszczone, a swe piękne ciało ozdobiła białą sukienką do kolan. Nie przywiązywała zbytnio uwagi do swego wyglądu, ale w ten piękny dzień po prostu musiała wyglądać ślicznie. Uśmiechnęła się do swego odbicia mając nadzieje, że nie wygląda źle. Wyszła z łazienki, a do jej uszu doleciała niezwykła melodia. Zeszła na dół w poszukiwaniu jej źródła, a tam ujrzała zgromadzonych gości. Nie byli to wcale sami dorośli, ojciec się postarał i zaprosił swych kolegów z dziećmi. Wśród nich dziewczyna ujrzała dwóch chłopaków w swoim wieku, a obok nich stała pewna blondynka. Violetta poczuła, że z nią będzie ciężko nie świadczyła o tym tapeta na jej ślicznej twarzy, ale sposób w jakim na nią patrzyła. Nie trudno było zgadnąć, że właśnie mówi coś o niej czarnowłosemu chłopakowi.
Przyjęcie trwało w najlepsze, brunetka zdążyła już poznać Leona, a także dostąpiła tego zaszczytu, jak to rzekła blondynka, poznania jej samej i Diega.  Jakoś nie specjalnie polubiła Ludmiłę i jej kolegę,  zaś świetnie dogadywała się z Leonem. Brunet o pięknych czekoladowych oczach miał w sobie coś, co ciągnęło do niego Violettę. Może była to charyzma, bądź te perlisty śmiech i cudny uśmiech, którym darzył każdego napotkanego. W każdym razie bardzo szybko zbliżyli się do siebie, po imprezie urodzinowej Leon wyszedł z mianem przyjaciela Violi.
Pewnie łatwo było się domyślić, co stało się po paru miesiącach chodzenia razem do szkoły.  Miłość z przyjaźni zrodzona się stała. Tak, byli razem, szczęśliwi, a los cały czas im sprzyjał. Ale basta!  Przecież tak nie może być! I choć dobry Bóg chciał dla nich jak najlepiej to nieubłagalny los zrobił swoje.
Brunetka po wykańczającej lekcji tańca wreszcie wróciła do domu. Od progu usłyszała kłótnie,  spojrzała na swojego tatę i Ramallo. – Co się dzieje? – Zapytała dość oschle.  Asystent ojca spojrzał na nią z politowaniem – Violetto, ja tego nie chcę, ale to nie ode mnie zależy – Wyszeptał,  a w jego głosie usłyszała smutny akcent.  Już domyślała się, co to oznacza. – Znów chcesz mnie wywieźć na drugi koniec świata, prawda? Akurat teraz kiedy wszystko zaczęło się układać! Faktycznie, ty nigdy się nie zmienisz- Krzyknęła wściekła poczym pobiegła do swojego pokoju. Zamknęła drzwi przy, których zaraz usiadła i płakała. Płakała jak dziecko, które nie dostało lizaka, ale to nie była gra o lizaka. Tu nie chodziło o nędznego słodycze, tylko o coś, co zwie się życiem. Szczęśliwym życiem, które jej po raz kolejny zostanie odebrane.

To już jutro.  Nazajutrz jej życie przestanie być kolorowe, wyprowadzają się do Libii.  Dziewczyna uważająca, że to najnudniejsze miejsce na ziemi postanowiła nie iść do szkoły, nie schodzić na śniadanie i jednym słowem siedziała zamknięta w czterech ścianach.  I ta cisza… cisza, która wręcz ją ogłuszała, ale zdawało jej się, że właśnie tego potrzebowała, ale to tylko omylne złudzenie, które przerwało pukanie do drzwi. – Jeśli to ty tato to uprzedzam, że nie chcę z Tobą rozmawiać -  Głos jej się łamał, tak naprawdę potrzebowała rozmowy z kimś bliskim. Z kimś kto by ją zrozumiał i pocieszył, a taka osoba właśnie weszła do jej pokoju. – Zawsze tak witasz gości? – Zapytał brunet zabawnie poruszając brwiami. Jednak kiedy zobaczył jej minę pełną smutku i żalu usiadł obok i zapytał – Vilu, co się stało?- Wtuliła się w niego i płakała. Nic nie mówił, wiedział, że teraz musi się wypłakać. – Wyjeżdżam – Wychlipała po chwili – na stałe – Zbladł. Jego uczucia pękły jak drogocenne lustro, ale wiedział, że musi być silny. Dla niej. Podniósł się z różowej pościeli i podał jej rękę, aby także wstała.- Kiedy? – Zapytał. Spuściła wzrok, nie chciała mu mówić, pragnęła z nim zostać, miał być jej księciem, a tymczasem ona musi go opuścić. – Już jutro, wiem to bar….- Położył jej palec na ustach i starał się uśmiechnąć. – Jutro jest przyszłością, jest niewypowiedziane, a wszystkim, co mamy jest ta chwila .
***
Dzień Dobry :)
Tak oto prezentuję się mój One Part o Leonetcie.
Piszę go od miesiąca, ale tak naprawdę, naprawdę 
zabrałam się za niego tydzień temu. Planowałam
wstawić go przed Partem Patrycji, ale wypadł
mi wyjazd na narty. Uprzedzając pewne pytanie,
miałam śnieg. Wprawdzie w 99% był sztuczny,
ale co tam ;) Wracając do One Shota, podoba
wam się choć trochę? Miałam wymyślone trzy
zakończenia, jedno szczęśliwe, ale jakoś nie
chciałam, aby mój pierwszy OP był cukierkowy <3
PS Wiem, ten wygląd jest odrażający :> Za jakiś czas go zmienię, może nawet dzisiaj >.<

środa, 1 stycznia 2014

One Shot 1 -Marcessca- "Ale prawdziwa miłość przetrwa każdą rozłąkę..." cz.1


Znów to samo. Ci sami ludzie zgromadzeni wokół niewinnej Francessci. Te szydercze i pogardliwe uśmiechy nie schodziły im z twarzy. Bardzo często dawali jej do zrozumienia, że jest od nich o wiele gorsza.

        Francessca to pięcioletnia dziewczynka o ciemnych włosach i oczach. Mieszka w "Domu Dziecka", dlatego właśnie stała się źródłem pośmiewiska dzieci z podwórka. Jej rodzice zniknęli w niewyjaśnionym przypadku, ale ona nadal wierzyła, nie ona wiedziała, że oni nadal ją kochają i kiedyś po nią wrócą. Wtedy ona rzuci im się na szyję i zawoła: „Mamusiu! Tatusiu! Tęskniłam za wami!”. No właśnie. Z jej ust nigdy nie wypłynęło słowo „mama”, czy „tata”. To by za dużo ją kosztowało. Stanowczo, za dużo.


        Kolejny słoneczny poranek w Buenos Aires. Mała panienka Resto wstała, ubrała się i w pośpiechu zjadła jakiś owoc, po czym pobiegła ze swoją lalką, Zuzią, na podwórko. Na jej ukochane miejsce- plac zabaw.
        Usiad
ła na zielonej ławeczce ze swoją „przyjaciółką” i zaczęła układać oraz czesać jej długie, złote, zaplecione w warkoczyk włosy, przy czym podśpiewała piosenkę. Piosenkę, której nauczyła ją jej rodzicielka. Ona doskonale to wszystko pamięta, mimo iż miała wtedy 3 latka. Takich rzeczy nigdy się nie zapomina, bo na zawsze pozostaną w naszej pamięci.


         Pięciolatek pewnie kroczył przez uliczki dużego miasta. Miał bogatych rodziców. Było to po nim widać. Odważnie stawiał stopę za stopą. Chłopiec przeszedł przez bramę „raju” dla dzieci. Mechaniczne zabawki nie zastąpiły mu towarzysza do zabaw. Był bogaty i mógł mieć wszystko, czego zapragnął, ale nie miał przyjaciół, czy nawet kolegów. Był samotny.
          Nagle zauwa
żył na ławce piękną osóbkę płci przeciwnej. Podszedł i usiadł obok niej.
-Cze
ść. Jestem Marco. A ty?- zapytał, co raz to z każdym słowem odważniej. Pięciolatka rozejrzała się wokół i zapytała zdziwiona:
-Do mnie m
ówisz?
-No pewnie. A jest jaki
ś problem?
-Nie, tylko wiesz… - speszy
ła się troszkę.-Nikt ze mną nie rozmawia.
-Nie przejmuj si
ę. Ich strata.-powiedział, a ona się uśmiechnęła.-To zdradzisz mi swoje imię?
-Francessca.
-Francessca… Masz bardzo łądne imię.
- oznajmił. Dziewczynka się zarumieniła. Nie wiedziała, jak się ma zachować. Nikt do tej pory jej nie komplementował.
-Dz-dzi
ękuje.- wyjąkała.
-To jak? Pobawimy si
ę?- zapytał, a Resto ochoczo przytaknęła.-Ścigamy się do piaskownicy!!!-krzyknął. Dziewczynka biegła ile sił w małych nóżkach.
-Wygra
łam!
-Nieprawda. By
ł remis.-oznajmił roześmiany chłopak.


           Mijały dni, tygodnie, miesiące, a nasza mała dwójka przyjaciół nie rozstawała się. Wszystko robili razem i nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. Oboje wiedzieli, że mogą zaufać tej drugiej osobie całkowicie.


 Z wiatrem będzie mu posyłać pocałunki, wierząc, że wiatr muśnie jego twarz i szepnie mu do ucha, że ona ciągle żyje i czeka...




          Pewnego dnia Marco poprosił Francessce o natychmiastowe spotkanie.
-Co
ś się stało?- zapytała niepewnie.
-Tak, bo wiesz… Ja wyje
żdżam do Hiszpanii… Na zawsze.- Do jej oczu napłynęły łzy. Jej malutki świat runął, niczym domek z kart. Po raz kolejny traci najważniejszą osobę w jej życiu. Historia lubi się powtarzać.
-Dlaczego?-
łkała.
-Moi rodzice dostali tam prace, o du
żo lepszą niż ta, którą mają teraz.-otarł jej łezkę, która spływała po zaczerwienionym policzku i złapał ją za rączkę.-Ale ja tutaj wrócę. To jeszcze nie koniec. Kiedyś się spotkamy.
-Obiecujesz?
-Obiecuj
ę.
-Marco, jedziemy!!!-krzykn
ęła w tle jego mama.
-Ju
ż idę!- odkrzyknął, po czym zwrócił się do dziewczynki.- I pamiętaj… Wierz i żyj.







Hejka ;D
Szczęśliwego Nowego Roku!!!
Jak tam po sylwestrze?
Piccolo wypite? xD 
OS mi nie wyszedł.
Przepraszam.
Obiecuję, że następny będzie lepszy.
To do next'a ;3


Kocham Was, 
Patrycja Verdas ;***