czwartek, 19 czerwca 2014

"Kochać to także umieć się roz­stać..."


"Łez pożeg­na­nia kilka, roz­darte wspomnienia, 
cisza - niczym pow­ro­tu obietnica na do widzenia."


Cześć, kochani!
Długi czas i z długim odstępem czasu nie odzywałyśmy się i za to bardzo przepraszamy w pierwszej kolejności. Trudno nam to powiedzieć, ale musimy się rozstać na pewien czas. Czy wrócimy? Na razie nie wiemy. Mamy głęboką nadzieję, że pewnego dnia, z tym samym zapałem i z tym samym entuzjazmem, co na początku, wrócimy tutaj i dalej będziemy publikować Wam nasze historię. 
Dziękujemy za każde zajrzenie na naszego bloga, za każdy komentarz i za każdego obserwatorka. Dziękujemy Wam za Wasze wsparcie, za chwile, które poświęciliście na tego bloga. Dziękujemy za Waszą szanse na stworzenie innej Leonetty, innej Marcessci. Dziękujemy za Waszą wyrozumiałość i cierpliwość. Dziękujemy wszystkim, dziękujemy za wszystko.
Przepraszamy za niedotrzymane słowa obietnicy. Przepraszamy za nieokazywaną miłość. Przepraszamy za kiepskie i niedopracowane prace. Przepraszamy za wszystkie przykrości, które Wam zadałyśmy. Przepraszamy za to, że nie jesteśmy takie, jakie powinnyśmy być. Przepraszamy za wszystko.
Nie zapomnimy niczego. Na zawsze pozostaniecie w naszych sercach. Nie zapomnimy, jak bardzo Was kochamy i jak bardzo Was potrzebujemy. 
Żegnamy Was ze łzami w oczach, z bólem serca i z nadzieją powrotu... 


„Trzeba koniecznie wracać do miejsc, za którymi się tęskni, 
bo inaczej zbytecznie naprzykrzać się światu tęsknotą.”


sobota, 14 czerwca 2014

One Shot 10 część 3 ~ Huk,krew i ból Leonetta

Hej :> Znowu taka dość długa przerwa :/ Nie potrafię...nie nadaję się itd.
        Ja myślę nad zawieszeniem.
Chciałabym was zaprosić na mojego bloga http://el-tiempo-detener.blogspot.com/ 
Jest o Violetcie ;p



Usiadł na jej łóżku i przymknął oczy. Obiecał bowiem sobie, że powie jej to prosto w twarz, szczerze powiedziawszy pragnął aby poczuła się tak jak on przez ostatnie tygodnie.
Czuł wielkie upokorzenie, a w głowie większy bałagan niż w kuchni, kiedy
próbował ugotować sobie obiad. Pomimo iż jego serce cały czas biło,
czuł jakby rozpadło się na tysiące kawałków jak to lustro, co kiedyś
się rozbiło w przedpokoju. Jednym słowem czuł się jak wrak człowieka.
A ona... cały czas trwała w głębokim śnie i jak gdyby wiedziała, co
spotka ją po przebudzeniu, trwała z zamkniętymi oczami.
Oczami, w których Leon widział kiedyś cały swój świat.

Spędził w szpitalu dobrych parę godzin, a  ona ani drgnęła.
Dlaczego nie zapytał doktora o to kiedy w ogóle Violetta
zamierza się wzbudzić albo kiedy oni raczą zrobić coś w tym kierunku?
Tego tak naprawdę nie wiedział. A za oknem już zapadał zmrok.
Wyjął ze swej torby kartkę papieru. Spojrzał na nią jeszcze raz,
a oczy znów napełniły się łzami. Basta, musiał być silny.
Podniósł delikatnie jej rękę i wsunął pod nią pozew, który
raz an zawsze miał ich rozdzielić. ,, Do zobaczenia''
szepnął i wyszedł.

Świat wirował. Wszędzie wokół  czerń i biel.
Zamazany obraz i wzorki jak w kalejdoskopie.
Ciężki oddech i przeraźliwie głośne piski.
Przetarła oczy, ale nic to nie pomogło.
Wydała z siebie cichy jęk. Chciała
zawołać pomoc, ale słowa nie przechodziły jej przez gardło.
Jednak za chwile ktoś otworzył jej buzie i wsadził do niej
tabletkę. Głośne piski ustały, a wszystko wokół niej nabierało
kolorów i proporcji.

- Co się ze mną dzieje?- Zapytała cicho.
Pielęgniarka spojrzała nań dziwnie i zawahała się.
- Nic nie pamiętasz Violetto? - Jej ton głosu zdradzał niezbyt pozytywne nastawienie do brunetki.
W odpowiedzi pokiwała przecząco głową, a kobieta zaśmiała się cicho.
- A Leon? Leon Verdas, nie pamiętasz? - Przełknęła ślinę i spojrzała na dziewczynę z pogardą.- A może zapytam Cię o pana Diego, co?
Violetcie zakręciło się w głowie. Leon Verdas, jak mogła go nie pamiętać i Diego.
- Co z Leonem, dlaczego go tu nie ma? - Zapytała jakby nie była niczego świadoma.
Ubrana w biały fartuch kobieta ponownie obarczyła ją dziwnym spojrzeniem.
- Wiesz kiedy człowiek dowiaduje się, że ktoś oszukał go w tak perfidny sposób raczej nie czeka z miłością i utęsknieniem na tę osobę. Każdy zna już prawdę... o Tobie i Diego.
Pobladła, a jej twarz przybrała koloru kredy. - Skąd on wie?
- Kochana, cały świat już wie, ostatnie słowa Diego. -  wykrzywiła usta w czymś przypominającym uśmiech.
- Diego nie żyje? - Wyszeptała ze łzami w oczach.
- Zmarł niedługo po przewiezieniu tutaj. A propos, kiedy tu leżałaś przyszło to Ciebie kilka papierków, otworzyła szufladę i wyciągnęła z niej kilka kartek - W tym od Leona,
- Leon napisał? Pokaż mi, błagam- Niemal krzyknęła brunetka.
- Spokojnie, to tylko pozew o rozwód.

****
Oto jest koniec trzeciej części owego One Shota :)
Czy będzie kolejna? Nie wiem J Nie wiem czy w ogóle coś jeszcze napiszę bo mam blokadę jak uczniowie studia na koniec sezonu -.- takie tam głupie porównano :>

sobota, 17 maja 2014

One Shot 9 - Marcessca - Niedoczekany powrót


"Człowiek jest uczniem,
cierpienie jest jego nauczycielem."


Buenos Aires, 23.09.2014 r.

Najdroższy! 

          Nie masz pojęcia, jak bardzo za Tobą tęsknie. Tęsknie za widokiem Twoich ciemnych włosów, opadających Ci na oczy. Tęsknie za tym, jak się uśmiechasz, kiedy mnie widzisz. Tęsknie za uściskiem Twojej dłoni. Tak bym chciała pocałować Cię jak najprędzej... Czy wiesz, że wtedy ledwo stoje na nogach? Chciałabym siedzieć wtulona w Twoje silne ramię w "Słodkiej Babeczce".
          Kiedy Ciebie nie ma każda, sekunda staje się godziną, a kiedy przy mnie jesteś, każda godzina staje się sekundą. Najmilszy, nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam przyjemność rozmawiać z Tobą. Twoje milczenie zabija mnie od środka. Każdego ranka budzę się z myślą, że nie zobaczę Cię dzisiejszego dnia. Wiesz, jak to mnie boli? Twoje milczenie mnie rani. Nie mam pojęcia co się z Tobą dzieje. Nie rozumiem tego dystansu między nami.
          Za każdym razem, kiedy patrze w lustro widzę Ciebie i mnie, widzę nas. Przed oczami ukazują mi się wszystkie chwile, które razem przeżyliśmy. Pierwsze spotkanie, pierwsza randka, pierwszy pocałunek, pierwszy raz... Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Te wszystkie chwile zdawają się nie mieć granic piękna, niczym ocean, stykający się z zachodzącym słońcem.
          Myśl o mnie. Tylko o to Cię proszę. Wiedz, że ja na Ciebie tu czekam. O każdej porze dnia i nocy. Najukochańszy, proszę... Wróć do mnie. Wróć do nas.

Na zawsze Twoja,
Francessca ♥


"W życiu piękne są tylko chwile"... Przepiękna piosenka, a jej tytuł jest najpiękniejszym i najprawdziwszym stwierdzeniem, jakie kiedykolwiek powstało. Codziennie utwierdzam się właśnie w tej myśli. Tymi słowami się w życiu kieruję, bo nie raz się przekonałam, jak los potrafi dać nam w kość. Dlatego trzeba doceniać każdy moment. Ja niestety tego nie robiłam i dopiero teraz przekonałam się, jak duży popełniłam błąd w swoim życiu...
Jestem Francessca i mam 24 lata. Mieszkam w Buenos Aires, mimo iż jestem Włoszką. Pewnie zastanawiacie się do kogo jest ten list, który napisałam, nie? Już wyjaśniam.
Napisałam go do mojego narzeczonego, Marco - mojej największej miłości i obiektu moich westchnień, mojego największego idola i najbardziej interesującego chłopaka, jakiego w życiu miałam okazję spotkać. Pół roku temu poleciał do Ukrainy ratować ludzkie życie. Tak, poleciał na wojnę. Nie chciałam go puścić, ale ci ludzie potrzebują go bardziej niż ja. Marco jest żołnierzem. Najodważniejszym, najlepszym, najbardziej upartym żołnierzem pod słońcem. Sama nie wiem dlaczego wybrał tak trudny zawód, który wymaga tak wielu poświęceń. Jednak widzę, że jego praca sprawia mu największą przyjemność. Myśl o ratowaniu potrzebujących od głodu, wojny i zniewolenia wywołuje największy uśmiech na jego twarzy. Wiem to. Jest chłopakiem o "złotym sercu", który uwielbia uszczęśliwiać osoby, które tego szczęścia nigdy nie otrzymały.
Czy za nim tęsknię? Od rana do wieczora, od wieczora do rana. W skrócie - ciągle. Nie potrafię sobie bez niego poradzić. Nie wiem co z sobą mam zrobić. Nie mam pojęcia, jak wytrzymam jeszcze te dni, które pozostały. Dni bez niego są najgorszymi dniami wciągu mojego życia. Z godziny na godzinę coraz bardziej tracę nadzieję na jego drogę powrotną. Nie odzywa się już 2 miesiące 3 tygodnie 5 dni i 17 godzin. W głowie mam najczarniejsze scenariusze. Boję się, że mogło mu się coś stać, ale pamiętam jakie były jego ostatnie słowa: "Bez względu na wszystko i wszystkich, niedługo do ciebie wrócę. Zawsze wracam." Za każdym razem, jak jedzie na pewną śmierć, coraz bardziej boję się o niego. Boję się, że może już nie wrócić, a ta chwila jest naszą ostatnią. To uczucie niepewności i ciągłe życie w strachu i obawy o każdy następny dzień, sprawia, że z każdym tygodniem słabnę coraz bardziej i bardziej, ale wiedziałam na co się piszę, a nasza miłość przetrwa każdą rozłąkę. Wierzę w to.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Wstałam z kanapy i poszłam otworzyć. W nich zobaczyłam Tomasa - kolegę Marco, również żołnierza. Uśmiechnęłam się do niego, ale on nie odwzajemnił tej czynności. Nie powiedział nic. Zdołał tylko pokręcić przecząco głową. Zrozumiałam. Krzyk rozdzierał mi gardło, ból ranił płuca. Przyłożyłam rękę do ust, żeby nie płakać, jednak to nic nie pomogło. Chłopak podszedł i przytulił mnie do swojego ciała. Płakaliśmy razem, mając nadzieję, że ten uśmiechnięty i wesoły Marco, którego znamy, zaraz wpadnie do mieszkania, jednak nic takiego się nie stało.



_____________
Hej, kochani <3 !!
Wiem, jestem okropna. Nie dodałam nic przez jakieś 1,5 miesiąca i jeszcze przychodzę do Was z takim czymś, czego nawet nie można nazwać beznadzieją. Pewnie mnie już znienawidziliście. Przepraszam, ale w dalszym ciągu nic się nie zmieniło. Ciągle Was bardzo mocno kocham ♥
Sama nie wiem co się mi stało. Może po prostu nie mam już weny na Marcessce? Naprawdę nie mam bladego pojęcia.
Niedługo dodamy notkę z LBA.
Do następnego, który mam nadzieję, że się pojawi.

Buźki,
Patrycja :*

sobota, 12 kwietnia 2014

One Shot 8 cz.2 ~ Huk, krew i ból - Leonetta



 Mijały dni i tygodnie, a ona wciąż trwała w głębokim śnie, który wcale nie musiał mieć końca.  Zazwyczaj bywała sama, tylko czasami odwiedzał ją mężczyzna w podeszłym wieku.  Lekarzom przedstawiał się jako wujek panny Verdas, a kim naprawdę był? nie wiedział nikt.  Przez pewien czas ów mężczyzna zachodził także do leżącego w sali obok chłopaka, ale jego nie udało się uratować. 

Siedział na oknie patrząc na wschodzące słońce. Deszcz delikatnie spadał na szyby tworząc piękną melodie, która tylko pobudzała do myślenia... o niej. Cała sytuacja przerosła go do tego stopnia, że nie wychodził z domu. Żądna sławy kobieta, która wydawała mu się tak bliska, podle go wykorzystała. Teraz leżała w szpitalu walcząc o swe życie, a on nawet nie potrafił tam przyjść i spojrzeć nań. O całej sprawie głośno było w mediach, a gazety wręcz huczały od świeżutkich plotek, które sprzedawały się jak gorące bułeczki.  Prawdę mówiąc większość z nich była niestety prawdą, przykrą prawdą. Nie mógł uwierzyć, że osoba, której ufał a także obdarzył miłością potraktowała go tak jak to zrobiła Violetta. Nikt nie szukał dla niej usprawiedliwienia, wręcz przeciwnie. Natomiast do młodego Verdasa codziennie przychodzili przyjaciele i najbliżsi. Pod jego willą każdego dnia stały fanki, a on nawet nie potrafił uśmiechnąć się do nich i rozdać im podpisane zdjęcia.

Tego dnia odwiedziła go sama Natalia Ponte. Żona jego przyjaciela, sama w sobie będąca jego bratnią duszą. Elegancko ubrana zawitała do domu Leona  już w południe. Pani prawnik stanowczo stwierdziła, że  przeciągu jednego dnia musi skończyć.  Tak właśnie, podjęła się napisaniu dla niego pozwu o rozwód. Nie mogła patrzeć jak jej przyjaciel cierpi przez swą żonę. Na napisanie owego pisma była bardziej napalona niż na własnego męża, bowiem każdy chciał pomóc Verdasowi w tak trudnej dla niego sytuacji. To wspaniałe, że byli ludzie, na których mógł liczyć kiedy naprawdę tego potrzebował .

Nieufnie spojrzał na zebraną w salonie grupkę ludzi. Ubrany w markowy płaszcz od Prady  i czarne, dizajnerskie  okulary firmy Ray-Ban od kilku dobrych minut stał opierając się o framugę drzwi, co jakiś czas tylko mrucząc pod nosem. - Czy to konieczne? - Odezwał się jako pierwszy. Wszyscy zebrani jak jeden mąż pokiwali głową na tak. - Leon doskonale wiemy, że to dla Ciebie trudne, ale jeśli nie dostarczysz jej tego osobiście pomyśli iż wygrała- Powiedział stanowczo Federico - Nie daj jej tej satysfakcji- Dodał cicho. Verdas tylko przymknął oczy i kiwnął głową. Delikatnie pociągnął za srebrną klamkę i wyszedł. Wiatr przyjemnie muskał jego nasączone żelem włosy, a on niepewnie kroczył przed siebie. Było to dla niego trudne, ale nie mógł pozwolić jej zniszczyć się doszczętnie. Pomimo iż do szpitala miał zaledwie kilometr szedł tam prawie godzinę, ale wreszcie doszedł. Stanął pod niemałym budynkiem i powoli wszedł do niego.  Zapytał młodą recepcjonistkę o nijaką ,,Violettę Castillo'' znaną bardziej pod nazwiskiem ,, Verdas'' jednak kobieta doskonale wiedziała o kogo chodzi. Przekierowała go do sali numer 48, a kiedy odszedł  uśmiechnęła się pod nosem.
Stanął pod drzwiami jednej z wielu sal szpitalnych, spojrzał przez oszkloną ścianę i ujrzał leżącą na łóżku dziewczynę, która musiała akurat spać. Była to kobieta, którą kochał... kiedyś.

***
To już chyba czas na wyjaśnienia, prawda? Otóż jestem w trakcie przeprowadzki ( spokojnie druga dopiero za pół roku) do Internetu i w ogóle laptopa dostęp mam ograniczony i rzecz jasna nauka :) To jeszcze nie koniec tego OS'a. Będzie jeszcze 1 bądź 2 części, co do Leonetty to nie wiem czy będą together and happy :) Do nastęnego.

sobota, 22 lutego 2014

One Shot 7 -Marcessca- "P.S. Kocham Cię." cz.2


      -Kwiaty dla Pani Resto.-oznajmiła uśmiechnięta sekretarka i położyła bukiet  na biurku wcześniej wspomnianej osoby. Dziewczyna spojrzała na nie znad swojego czarnego laptopa, po czym wzięła je do ręki. I tak wyglądał każdy kolejny dzień. Kwiatki, czekoladki, liściki... Wszystkie dni były takie słodkie, ale nigdy go nie spotkała. Nie wiedziała, jak ma na imię i jak wygląda. Nie wie, jaki ma charakter. Po prostu... Nie znała go. I właśnie to ją najbardziej bolało. Bała się, że nigdy go nie pozna, bo za mało ma w sobie odwagi.
W końcu mu się znudzi i znowu zostanie sama, jak palec, a życie ponownie stanie się dla niej ciężkie i uciążliwe. Tak przynajmniej miała dla kogo wstawać z łóżka. Miała dla kogo się uśmiechać. Miała dla kogo istnieć. Mimo to, iż go nie widziała ani razu, ale i tak uwielbiała o nim myśleć. Często wyobrażała sobie jak wygląda i jaki jest.
        Wzięła do ręki liścik i zaczęła czytać:

"Dlaczego o Tobie myślę? Dlaczego o Tobie śnię?
Jesteś jaka jesteś, a jednak kocham Cię.
I need you.
                                          Cichy Wielbiciel
                    P.S. Kocham Cię."

Uśmiechnęła się i zamknęła firmowy komputer. Wstała ze skórzanego, obrotowego krzesła i przekroczyła próg pokoju. Udała się do windy i nacisnęła trójkę. W końcu stanęła przed najstraszniejszymi dla niej drzwiami i spojrzała na widniejący tam napis: SZEF.Zapukała niepewnie, jak usłyszała krótkie "proszę" postanowiła otworzyć dębowe drzwi. Podeszła do swojego przełożonego pełna nadziei. W końcu znalazła w sobie tyle odwagi i zapytała:
-Szefie, ja już skończyłam swoją pracę na dziś. Mogę więc wrócić do domu?
-Projekty wszystkie zrobione?- zapytał nie spuszczając oka z jakiś papierów.
-Oczywiście.-przytaknęła. Czterdziestolatek zdecydował się podnieść głowę ze stosu kartek i na nią spojrzał podejrzliwym wzrokiem. Jej oczy powędrowały w dół, by podziwiać idealnie wypastowaną podłogę. Unikała jego wzroku, ponieważ wiedziała, że zaraz podniesie na nią głos.
-Dobrze, więc możesz iść.- ku jej zdziwieniu nic takiego się nie stało. Podziękowała ładnie i pobiegła w stronę wyjścia.


         Kolejną marną godzinę męczyła się nad jednym projektem. Nic jej nie przychodziło do głowy. Kolejna filiżanka mocnej kawy. Kolejny wyrwany włos z głowy.
         Nagle usłyszała jakiś szelest. Przestraszona zerwała się ze swojego miejsca pracy. Podeszła do okna i delikatnie odsłoniła białe firanki, jednak nikogo nie zauważyła. Wzruszyła ramionami. Przekonana, że jej wyobraźnia płata jej figle wróciła do wcześniej wykonywanej przez nią czynności. Jednak znów usłyszała ten sam dźwięk. Postanowiła zejść na parter. Weszła do czarno-czerwonej, eleganckiej i nowoczesnej kuchni. Otworzyła jedną z szafek i wyjęła patelnię. Uznała, że może się przydać.
          Zakradła się cicho do wyjścia na taras. Przekręciła klamkę i uchyliła drzwi. Wytężyła swój wzrok i dostrzegła w tyle czyjąś sylwetkę. Zbiegła po schodach, jak najciszej mogła i stanęła za tą osobą. Z tego, co można było zobaczyć późnym wieczorem był to wysoki, szczupły chłopak.
-Co ty tutaj robisz?!-krzyknęła, na co mężczyzna zaczął uciekać. Francessca spojrzała na linkę od prania, do której była przyczepiona karteczka. Ściągnęła ją i rozłożyła.

"Potrzebuję Cię, w każdym możliwym znaczeniu tego słowa.
Jesteś moją inspiracją.
                                       Cichy Wielbiciel
                                      P.S. Kocham Cię."

-A więc to on...- wyszeptała sama do siebie.- Ej, ty! Zaczekaj!- zaczęła krzyczeć, tak głośno, że nie tylko on to usłyszał, ale także całe Buenos Aires. Okazało się, że włoszka całkiem szybko biega. Dogoniła go i ściągnęła z jego głowy kaptur.-To ty jesteś moim cichym wielbicielem?-zapytała, ale nie uzyskała odpowiedzi na zadane jej wcześniej pytanie. Chłopak spuścił głowę, jakby zrobił coś złego. Ona tylko promiennie się uśmiechnęła.-Jestem Francessca, ale ty to pewnie już wiesz.-powiedziała i zaśmiała się uroczo, podając mu prawą dłoń, którą z przyjemnością uścisnął.-A ty?
-Mam na imię Marco.


"Drogi Cichy Wielbicielu!
Nareszcie Cię znalazłam. Wiem jak wyglądasz i kim jesteś. Nawet nie masz pojęcia
ile czasu czekałam na nasze spotkanie... W końcu nam się udało.
Dziękuje Ci za wszystkie prezenty, które od Ciebie otrzymałam. 
Za wszystkie wyznania miłosne. Zadałeś sobie dla mnie tyle trudu. Bardzo to doceniam.
Dzisiaj jesteśmy razem i mam nadzieję, że wszystko ułoży się po naszej myśli.
                                                                   Francessca
                         P.S. Zgadnij ;*"


-------
Tak, wiem. Zawaliłam na całej linii. Rozczarowaliście się... Prawdę mówiąc ja też. Przepraszam Was bardzo! Nic mnie nie usprawiedliwia, nawet szkoła i brak weny.
Chciałabym zaprosić Was na nowy blog mój i... Niny Verdas! Mamy nadzieję, że wpadniecie i zostawicie po sobie jakiś ślad. Wbijamy tutaj :D
Do następnego, który mam nadzieję, że się pojawi.

Love,
Patrycja Brooks <3

poniedziałek, 17 lutego 2014

Coś od panny Brooks ;D


Hej, misiaczki!
Mam dla Was parę (myślę, że) istotnych informacji... 
Mój OS powinien pojawić się w sobotę  lub w niedziele. Wytrzymajcie jeszcze! To już niedługo ;D
Zaktualizowałam zakładki. Teraz możecie się z nami skontaktować i  wygodnie przeczytać nasze historie ;3
Wraz z Niną założyłyśmy bloga. Serdecznie zapraszamy tutaj :D Historia opowiada rzecz jasna
(albo i nie xD) o Leonettcie. Mam nadzieję, że wpadniecie oraz ocenicie i że Wam się spodoba ;*

Buziaczki,
Patrycja Brooks ;+

sobota, 8 lutego 2014

One Shot 6- Marcessca- "P.S. Kocham Cię." cz.1


W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca.


     Ciemna brunetka samotnie przemierzała ulice Buenos Aires. Inni ludzie śpieszyli się do domu, bo była już godzina 23.00, ale nie ona. Włoszka właśnie z niego wyszła.

     Po drodze mijała zakochane pary. Widziała, jak się przytulają, całują i jak trzymają się za ręce. Nie potrzebowali nic więcej, prócz tej drugiej osoby. Można było dosłyszeć delikatne, czułe szepty, które mówiły "Kocham cię". Te dwa najpiękniejsze słowa... Jeśli kiedykolwiek były skierowane właśnie do Ciebie, to wiedz, że jesteś największym szczęściarzem pod słońcem. Panienka Resto nią nie była. Nie miała rodziny, partnera, czy nawet zwierzątka. Była sama, a życie uświadamiało jej to przy każdym kroku, przy każdej natrafionej okazji.


     Francessca szczelniej opatuliła się swoją cieplutką kurtką z tego powodu, iż zrobiło się jej zimno. Mocniej zacisnęła różowe od szminki wargi i zmarszczyła czoło. Wiatr chłodno obijał jej twarz, lecz nie chciała zrezygnować z wieczornego spaceru. Nie miała najmniejszej ochoty wracać do swojego pustego domu. Sprawdziłaby która jest godzina, ale rękaw kurtki blokował jej drogę do swojego nadgarstka, na którym widniał biało-złoty, duży, elegancki zegarek. Komórki przy sobie nie nosiła, bo po co? Przecież nie miała do kogo zadzwonić... Chyba, że do swojego przełożonego, który nie za bardzo pajał do niej sympatią i entuzjazmem, dziwiła się, dlaczego jej jeszcze nie zwolnił. Ale pan T. nie miał najmniejszego zamiaru tego zrobić. Dziewczyna była dobra, w tym co robi i wielką stratą dla jego firmy byłoby stracić taki młody i świeży talent.
       Brunetka nie patrząc pod nogi w coś kopnęła. Ale coś miękkiego. Swój wzrok skierowała w dół, a jej oczom ukazały się perfekcyjnie wypastowane buty na ośmiocentymetrowym obcasie. Zrobiła jeden krok w prawą stronę, by zobaczyć co to. Gdy to zobaczyła, nie mogła uwierzyć. Na grafitowym chodniku leżał bukiet jej ulubionych białych róż. Włoszka podniosła go bardzo ostrożnie, ponieważ bała się, że coś się stało po zderzeniu z jej stopą. O dziwo nic się nie stało. Przymrużyła oczy, by cokolwiek zobaczyć. Dostrzegła malutką karteczkę, na której widniało czerwone serce. Rozłożyła ją i w myślach zaczęła czytać następujący tekst:


              "Mógłbym nie spać, tylko po to, by słuchać, jak oddychasz...
I patrzeć, jak się uśmiechać kiedy śpisz.

                                                                                                     Cichy wielbiciel
                                                                  P.S. Kocham Cię."


        Zszokowana upuściła kwiaty na ziemie. ~Jaki cichy wielbiciel? Czy to żart? Na pewno. Tym gówniarzom nigdy to się nie znudzi!~ pomyślała. Ale chociaż przez chwilę nie przymknęło jej przez tą śliczną główkę, że to jednak nie żart? Że ktoś poczuł coś do niej? Że coś dla kogoś znaczy? Zaziębiała i pogrążona w głębokiej zadumie wróciła do swojej posiadłości.



       Następnego dnia nie poszła do swojej pracy, wzięła wolne. Cały czas zastanawiała się kto mógłby się w niej zauroczyć... I jeszcze te słowa "Kocham Cię." 

Co one właściwie oznaczają? Takie wyznania widziała tylko w filmach. Nigdy nie kochała i nigdy jej nie kochano. Bukiet włożyła do wazonu i postawiła w najbardziej widocznym miejscu w jej domu. Liścik postawiła sobie na szafce nocnej. Właściwie... To sama nie wie dlaczego. Może chciała mieć go przy sobie?
       Dopiła swoje late i otworzyła wejście na taras. Dzisiejszego dnia słońce tak miło i przyjemnie muskało ją w twarz. Z trudem otworzyła oczy przed rażącą wcześniej wspomnianą kulą. Nagle zobaczyła jakąś karteczkę na lince. Zbiegła po schodach jak najszybciej było to możliwe. Przybliżyła się do sznurku, na którym wieszała swoje ubrania. Odczepiła kawałek papieru i zaczęła śledzić tekst oczami:

"Jesteś pierwszą myślą na dzień dobry oraz ostatnią na dobranoc
i uśmiechem, który przychodzi po tej myśli...

                                                                                                      Cichy wielbiciel
                                                               P.S. Kocham Cię."


I od tej pory wiedziała, że na jednym miłosnym liściku się nie skończy...



------------
Hej ;D
Co tam u Was?
Dzisiaj zaprezentowałam Wam pierwszą część mojego nowego OS. Właściwie najpierw miała być kolejna część Mai, ale z tego, co mi wiadomo ona raczej wyjechała, bo właśnie u niej są ferie. A wracając do "P.S. Kocham Cię."... Ta historia będzie podzielona na dwie części. Hmm... Uważam, że pomysł nieoklepany, ale ja, jak to ja zawsze muszę to schrzanić -.-
Do następnego ;3

Kocham Was,
Patrycja Brooks ;***

niedziela, 26 stycznia 2014

One Shot 5- Marcessca- "Ale prawdziwa miłość przetrwa każdą rozłąkę..." cz.3


Rozstanie jest naszym losem.
Spotkanie naszą nadzieją...


       Wszyscy mają chwilę, w których chcą zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Uciec i nigdy nie wrócić. Dlaczego? Bo nie doceniamy wielkiego daru, jakim jest życie. A przecież nic nie dzieje się bez powodu. Wszystko po to, żeby udowodnić ile ten ktoś dla nas znaczy. Jak bardzo go kochamy lub potrzebujemy. Śmierć bliskiej osoby to drastyczne przeżycie, którego nikt nie chce doświadczyć. Wtedy ludzie bardzo często popadają w depresje lub nałogi. Tak samo było w przypadku Marco...


      Podszedł do butli i napełnił plastikowy kubek wodą. Od kilku dni nie robi nic innego. Przemierza samotnie odległość od sali do holu głównego. Był przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę, by mógł ocierać jej łzy. Miał zamiar spędzić razem z nią te ostatnie chwile jej życia.
 Oparł się o bladą ścianę. Już nic się nie da zrobić.

      Leżała na zielonym łóżku i wspominała chwile, których już nigdy nie przeżyje. Jej ciało z dnia na dzień traciło blask. Wpatrzona w biały sufit myślała o nich. Nie da się ukryć... Czas za szybko ją ściga, stanowczo za szybko.

      Wszedł do szpitalnej sali, usiadł obok niej i złapał ją za rękę. Jej powieki stawały się coraz cięższe, a oddech coraz bardziej nierówny.
- Kochanie, potrzebujesz czegoś?- zapytał, a Francessca pokręciła przecząco głową i delikatnie się uśmiechnęła. Chciała mu w ten sposób dodać otuchy.
-Marco... Odchodzę.- wyznała z bólem serca. Chłopak położył się obok niej.
-Niedługo się spotkamy.- oznajmił.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.- powiedział i mocniej ścisnął jej dłoń.
-Zawsze razem.- oznajmili równocześnie. Na te słowa po raz ostatni się do niego uśmiechnęła. Nagle monitor wskazał linię prostą. Odeszła szczęśliwa, bo on był przy niej. Był dla niej. Nachylił się nad nią i pocałował jej zimne i niemalże fioletowe wargi, po czym gorzko zapłakał.


     Dzisiaj mija dokładny miesiąc od jej śmierci. Wszystko się zmieniło... I on się zmienił. Swoje smutki i troski zaczął topić w alkoholu. Butelka stała się jego najlepszym przyjacielem. Od jej pogrzebu nie wychodził z domu, bo światło dzienne za bardzo go raziło. Przestał spotykać się ze swoimi przyjaciółmi. Po prostu... Wszystko straciło dla niego sens.

     Teraz siedzi na ziemi i czyta jej pamiętnik:
„Marco… Najpiękniejsze słowo na świecie! Dzisiaj po raz pierwszy mnie pocałował i życie nagle nabrało sensu. W końcu ktoś mnie będzie kochał i mam nadzieję, że resztę życia spędzę u jego boku.” 
Brunet podniósł jeden kącik ust na wspomnienie tamtego dnia. Wziął do ręki zdjęcie, które przedstawiało ich.
Przerzucił kartki niebieskiego notatnika na ostatnią stronę i zagłębił się w słowach.

"To już potwierdzone. Mam raka. Za parę miesięcy pożegnam się z życiem, a co gorsza... Z Marco."
Nie wytrzymał i rzucił zeszyt o ścianę.
-Czemu ona, a nie ja?!- krzyknął spoglądając w górę. Jednak nie usłyszał odpowiedzi na swoje nurtujące pytanie. Zrezygnowany i wyczerpany zasnął.

   Wsłuchiwał się w głuchą ciszę. Nagle pomieszczenie rozjaśniło ostre światło. Spojrzał w drugim kierunku i ujrzał...
-Fran? To ty, kochanie?
-Marco, dlaczego to robisz?
-Dlaczego co robię?
-Alkohol nie załatwi wszystkich twoich problemów. Musisz iść na przód.
-Nie chcę bez ciebie. Nie chcę i nie mogę.
-Pamiętasz co mi obiecałeś cztery tygodnie temu?- zapytała, a po jego przytaknięciu kontynuowała dalej.- Wierz i żyj.
-Nie, Fran! Nie zostawiaj mnie! Proszę...

     Obudził się zalany łzami i zimnym potem. Ten sen wyjaśnił mu wszystko.


       Żeby wróciły te dni, kiedy uśmiech był na twarzy… Żeby spokojnie zasypiał i znowu zaczął marzyć...






Dobrywieczór ;D
To ostatnia część tego opowiadania. Pozwólcie, że pozostawię go bez komentarza.
Niedługo zaszczycę Was nowym OS. Równie nudnym.
Na razie bywajcie. Do następnego ;33

Kocham Was,
Patrycja Verdas ;***

poniedziałek, 20 stycznia 2014

One Part 4 część 1 ~ Huk,krew i ból

Dyskretnie wyszła z domu.  Szła bardzo szybko zostawiając w oddali wielką willę. Założyła okulary przeciw słoneczne i apaszkę poczym weszła do wielkiej galerii handlowej.  Powoli weszła do toalety damskiej, stanęła przed lustrem zdejmując białe markowe okularki.  W lustrze ukazała się brunetka z piękną twarzyczką acz z wieloma niedoskonałościami. Pod oczami wielkie wory, zmęczona cera i kompletny brak makijażu, co według niej było największą wadą. Z torebki  od Channel wyjęła szminkę, tusz do rzęs,  korektor i cienie do powiek.  Szybko nałożyła na siebie multum kosmetyków i zadowolona wyszła w ciemnych okularach z toalety,  a następnie ze sklepu. Przeszła kilka uliczek i znalazła się w tej najciemniejszej. Rozejrzała się wokół siebie, nikt nie patrzył. Wsiadła do czarnego auta. – Cześć-Przywitała chłopaka całusem w policzek.  Nie odpowiedział jej , skinął tylko głową aby poczekała. Po kilku minutach jazdy dojechali w dość ustronne miejsce. – Verdas wiesz, że nie mam już na to siły – Zwrócił się do dziewczyny-  Zerwij już z nim! Spojrzał głupio na dziewczynę i chwycił jej dłonie . Niemal natychmiast spuściła wzrok – To nie jest takie łatwe- szepnęła- Jest moim mężem- Puściła go i wsadziła kieszenie do spodni w rurkach. – Cholera, jesteście razem tylko dla kasy, jesteś ze mną, Violetto.

Zapewne zastanawiacie się kim takim jest panienka Verdas, żona sławnego aktora, Leona Verdasa.  Sama z resztą jest sławną artystka, wprawdzie tylko dzięki niemu, ale taki właśnie był ich plan. Miała uwieść przystojnego Verdasa, a następnie go poślubić.  Zależało jej tylko na sławie i pieniądzach, które posiadał owy brunet. Dwulicowa kobieta miała jednak kogoś na boku, kogoś kto pomógł jej uknuć ten iście szatański plan. Diego Fernandez – Nikt  ważny, a jednak w tej historii jeden z najważniejszych.  Prawdziwy chłopak Violetty Cas… Verdas.  Zawsze starał się wybić, ale nigdy mu się to nie udało. Tylko po to był jej plan z Leonem,  szczerze powiedziawszy nawet nie przypuszczał, że  tak łatwo pójdzie.  Wiedział, że Violetta nie będzie już tylko jego, acz nie wiedział, że tak mało czasu będą razem spędzać i, że o ich spotkania będzie tak trudno.

Znów obudził się bez niej u boku ,,Wyszła pewno do sklepu’’ Pomyślał.  Mijały minuty i godziny, ciągnęły się one niemiłosiernie, a on cały czas czekał. Jaki wówczas był głupi. Myślał, że go tak strasznie kocha, a ona … była tak okropną osobą.  Nie wróciła do późna. Dzwonił do niej, pisał. Wcale się nie kłócili nie miała powodu do uciekania. W akcie desperacji zadzwonił do jednej z je koleżanek Franceski.  Ona także nie wiedziała gdzie jest brunetka, ale ona wiedziała o jej drugim obliczu, wiedziała o Diego. Tak trudno było jej nie powiedzieć o tym Verdasowi, on tak kochał Violettę, a ona była dla niego taka okrutna…

- Diego jest już późno, Leon pewnie odchodzi od zmysłów- Krzyknęła Violetta kiedy jej ukochany znów zaczął przedłużać jej powrót do domu. – A od kiedy ty się nim tak przejmujesz? – Zapytał zirytowany Fernandez.  Przewróciła oczami i poprawiła sobie włosy – Proszę Cie…- głos jej się załamał- Dddiego- wydukała- Papparazzi , jedź szybciej- krzyknęła. Chłopak nacisnął pedał gazu, jechał bardzo szybko. Byli już na obrzeżach miasta, kątem oka spostrzegli przepaść, do której niemiłosiernie szybko się zbliżali… - Skręcaj! –Wrzasnęła.  Diego próbował kręcić kierownicą , na nic się to zdało.  Huk, krew i ból. A oni  tam byli, robili zdjęcia, których na dowody mieli już wystarczająco dużo.

Prezentuję wam (spóźnionego ) One Shota, który będzie miał stosunkowo dużo części.
Dziś prezentuję wam pierwszą, chyba najkrótszą i najsłabszą. Na następną zapraszam
Prawdopodobnie  11lutego. Jest to termin mojego powrotu z zimowiska, tylko śniegu

Brak L A ja pisałam notkę o śniegu ;3

środa, 15 stycznia 2014

Siemka / Oh my god, pada śnieg ;D

Cześć wszystkim, tak tak to znowu ja :) Patrycji jakoś nie łapię ostatnio na gg, więc posta napiszę sama :> To przewyższy moje umiejętnośći ( jaki podtekst) Basta, gadaj do rzeczy! Otóż mam dla was coś w miarę oryginalnego, ale pierw coś przeterminowanego.

http://el-tiempo-detener.blogspot.com/
Jest to mój własny blog z opowiadaniem. Rzecz jasna, a może nie o Violetcie :) Mam nadzieje, że wejdziecie, skomentujecie i Wam się spodoba <3Zapraszam ;D

A teraz coś, co wpadło mi do głowy na lekcji matematyki.

Czyli...MOJE POSTANOWIENIA NOWOROCZNE!
Yuhu wprawdzie już po fakcie ( czyżby mi się zrymnowało), bo jest 15 stycznia, acz ja i tak to zrobię!
1) Będę więcej czasu poświęcać na naukę.
2) Zastosuję się do zasady ,,najpierw praca potem przyjemnosci''
3) Postaram się być mniej cyniczną osobą.
4) Korzystanie z internetu ograniczę do 3/4 dni w tygodniu.
5) Będę się podlizywać panu od komputerowych ( cudowny nauczyciel dał mi 4 na koniec półrocza. Porażka)
6) Będę brała udział w konkursach i olimpiadach.

Czy mi się uda? Nie wiem, ale trzymajcie za mnie kciuki ;D
PS Mój OP powinien pojawić się w weekend.
PS2 Szykuję niespodziankę <3
PS3 PADA ŚNIEG 

Buziaki, Panna Verdas

sobota, 11 stycznia 2014

One Shot 3 -Marcessca- "Ale prawdziwa miłość przetrwa każdą rozłąkę..". cz.2


          Dzisiaj mija dokładnie 15 lat od ich ostatniego spotkania. Przez te kilkanaście lat wiele się zmieniło w życiu dziewczyny: skończyła szkołę, wyprowadziła się z domu dziecka, znalazła prace i zamieszkała w wysokim wieżowcu w centrum miasta.
Dom wręcz idealny dla samotnej osoby. W ciągu upływu lat nie zaprzyjaźniła się z nikim. Bała się, że ktoś ją zrani i zostawi ją. Obawiała się przywiązać do jakiejś osoby. Nie chciała kolejnego ostrego zakrętu życiowego.
          Podeszła do wielkiego okna, które zastąpiło jej ścianę i spojrzała na panoramę Buenos Aires. Miasto marzeń.
 Tęskniła za nim. Potwornie za nim tęskniła. Nieraz wyobrażała sobie, że jest blisko niej... Jest dla niej. Nie mieli do siebie numeru telefonu, bo przecież wtedy byli dziećmi, pięcioletnimi urwisami. Ale wciąż pamięta jego słowa: "Ja tu wrócę. To jeszcze nie koniec". W chwilach zwątpienia próbowała się nimi pocieszyć. Nawet nie miała jego zdjęcia... Jego obraz pozostał tylko w jej pamięci.
Nagle zadzwoniła jej komórka. Dziewczyna podbiegła do telefonu i odebrała entuzjastycznie. Każde połączenie telefoniczne odbierała takim tonem. Nieważne, że przybiera sztuczny uśmiech za każdym razem. Zawsze, gdy wychodzi z domu ubiera "maskę" innej osoby, bo nie chciała innym okazywać swojej słabości. A przecież wszyscy ludzie zasługują na serdeczność, prawda?
-Tak?
-Dzień dobry. Z tej strony pani Alice. Czy mogłaby pani przyjść dzisiaj do pracy?
-A dzień dobry, pani. Przepraszam, ale nie mogę. Jutro zostanę dłużej, dobrze?
-No, jak pani woli. Dowidzenia!
-Dowidzenia.- pożegnała się i odłożyła słuchawkę.



"I gdy w końcu skrzyżują się drogi tych dwojga i spotkają się ich spojrzenia, wtedy znika cała przeszłość i cała przyszłość..."


-Nie zdążę, nie zdążę.-mamrotała pod nosem.- Kolejny raz w tym tygodniu spóźnię się do pracy! Chyba mnie wyleją!- mówiła do siebie. Nagle poczuła ból w okolicy ramienia, a jej segregatory, papiery i teczki znalazły się na ulicznym chodniku.- Uważaj, jak chodzisz, palancie!
-Sama patrz pod nogi!- krzyknął i spojrzał na dziewczynę.- Emm... Czy my się znamy?
-Hahaha.- udała śmiech.- Typowy tekst na podryw.- oznajmiła.
-Nie naprawdę mówię. Nie spotkaliśmy się już kiedyś? zapytał i spojrzał głębiej w jej ciemne oczy, szukając w nich odpowiedzi. Nagle coś go olśniło. Przypomniało mu się całe dzieciństwo spędzone na placu zabaw z piękną towarzyszką u boku.- Francesca?
-Skąd ty... Chwilka... Marco...? Marco!- krzyknęła i rzuciła mu się na szyję.
-Właśnie miałem cię szukać.-Wyobrażacie to sobie? Nie widzieli się przez długi czas, mógł o niej zapomnieć, a on zjawia się w Buenos Aires dla niej.-Ale wypiękniałaś!- oznajmił, złamał ją za rękę i obkręcił.
-Dzięki. Ty też niczego sobie.-powiedziała przez śmiech.
Zaczęli o sobie opowiadać i ani na moment nie zamykały się im buzie, bo przecież nie rozmawiali ze sobą 15 długich lat. 
Lecz było coś, czego Francessca nie powiedziała chłopakowi...


       Po niedługim czasie Pani Resto przyjęła inne nazwisko, po swoim mężu. Tak, dobrze myślicie. Po Marco. Na palcu dziewczyny została założona złota obrączka. Zamieszkali razem. Dbali o siebie nawzajem, kochali się i nie odstępowali drugiej połówce na krok. Żyli każdą chwilą, bo Francesssca wiedziała, jak bardzo są one ważne. Cieszyli się swoim szczęściem, aż do czasu...




Dzień doberek, kochani!
Tak oto prezentuję się dziwna cz.2.
To opowiadanie będzie miało jeszcze jedną część i tam zostanie wszystko zrozumiale wyjaśnione ;D A na razie pozostawiam Was w niepewności :D
To do następnego!


Kocham Was,
Patrycja Verdas ;***

piątek, 3 stycznia 2014

One Shot 2 - Wszystkim co mamy jest ta chwila ~ Leonetta

Wszystkim co mamy jest ta chwila 
Jutro jest niewypowiedziane 
Wczorajszy dzień jest historią 
Więc dlaczego nie jesteś tutaj ze mną? 
Wszystkim co mamy jest ta chwila 
Aby wprawić naszą miłość w ruch 
Wczorajszy dzień jest historią 
Więc dlaczego nie jesteś tutaj ze mną? 
Bądź tutaj ze mną, teraz 
Katy Perry ,,This Moment’’

Starała się żyć jak każda inna piętnastolatka, ale z wiecznie marudzącym ojcem było to wręcz wykluczone. Pozbawiony własnego życia mężczyzna nawet nie zauważał, że żyje życiem swej córki. Kiedy szła na spacer niczego nie świadomy ojciec wypytywał jej, co będzie celem jej przechadzki, kogo może spotkać po drodze i najbardziej nurtujące, kiedy wróci. To była potworna udręka musieć wiedzieć, o której godzinie zakończy swój spacerek, żeby tata się nie martwił. Czuła się jakby coś mu zrobiła, a była wyjątkowo grzeczną i posłuszną dziewczyną. Zgadzała się na to by German decydował za nią, ale  to musiało się skończyć. W dniu swych  szesnastych już urodzin postanowiła staną ć naprzeciw prawdy i porozmawiać z ojcem. Chwile przed przyjęciem, organizowanym przez Ramallo dyskretnie podłożyła pod drzwi pokoju ojca mały skrawek papieru.
Wstał wyjątkowo szczęśliwy, dziś jego pociecha miała urodziny. Zdawało mu się, że wymyślił dla niej idealny prezent, bo bezcenny. Pośpiesznie ubrał przyszykowane kilka dni przedtem ubrania, wyperfumował się ulubionymi perfumami Violetty i wszedł do łazienki, gdzie wykonał podstawowe czynności. Jednak kiedy wrócił z powrotem do swego królestwa dostąpił znieważenia, ład i porządek jakiego zawsze uczył każdego domownika został naruszony. Pod dębowymi drzwiami leżała mała karteczka, zacisnął pięści poczym podniósł owy śmieć. Już nachylał się w kierunku kosza na śmieci, ale zobaczył drobniutkie literki spoczywające na białej karteczce. Z własnej ciekawości zaczął czytać.
Tato
Wiesz, że dziś moje 16 urodziny. Myślę, że ten dzień powinien położyć kres paru istotnym sprawom. Nie chcę w żaden sposób krytykować Ciebie, Twojego stylu bycia, ani Twych metod wychowawczych, chce Cie tylko prosić o jedną rzecz. Mianowicie o większą swobodę proszę Ciebie tylko o to, bo wiem, że na resztę moich fanaberii się nie zgodzisz, ale mimo wszystko wiedz, że chciałabym iść do szkoły. Nie przeszkadza mi wcale to, że mam guwernantkę, nie w tym rzecz. Chciałabym Ci uświadomić, że chcę żyć jak inne dziewczynki.
                                               Przepraszam, Violetta.
W liście, jeśli można go nim nazwać nie było nic narzucone, wręcz przeciwnie, Violetta przeprosiła nawet za niego. Ale on wiedział, że nie miała za co, sam doszedł do takiego wniosku. Wiedział, że źle postąpił wpychając swój szanowny tyłek w jej niepoukładane życie. Dlatego właśnie postanowił to zmienić.
Włosy zostawiła rozpuszczone, a swe piękne ciało ozdobiła białą sukienką do kolan. Nie przywiązywała zbytnio uwagi do swego wyglądu, ale w ten piękny dzień po prostu musiała wyglądać ślicznie. Uśmiechnęła się do swego odbicia mając nadzieje, że nie wygląda źle. Wyszła z łazienki, a do jej uszu doleciała niezwykła melodia. Zeszła na dół w poszukiwaniu jej źródła, a tam ujrzała zgromadzonych gości. Nie byli to wcale sami dorośli, ojciec się postarał i zaprosił swych kolegów z dziećmi. Wśród nich dziewczyna ujrzała dwóch chłopaków w swoim wieku, a obok nich stała pewna blondynka. Violetta poczuła, że z nią będzie ciężko nie świadczyła o tym tapeta na jej ślicznej twarzy, ale sposób w jakim na nią patrzyła. Nie trudno było zgadnąć, że właśnie mówi coś o niej czarnowłosemu chłopakowi.
Przyjęcie trwało w najlepsze, brunetka zdążyła już poznać Leona, a także dostąpiła tego zaszczytu, jak to rzekła blondynka, poznania jej samej i Diega.  Jakoś nie specjalnie polubiła Ludmiłę i jej kolegę,  zaś świetnie dogadywała się z Leonem. Brunet o pięknych czekoladowych oczach miał w sobie coś, co ciągnęło do niego Violettę. Może była to charyzma, bądź te perlisty śmiech i cudny uśmiech, którym darzył każdego napotkanego. W każdym razie bardzo szybko zbliżyli się do siebie, po imprezie urodzinowej Leon wyszedł z mianem przyjaciela Violi.
Pewnie łatwo było się domyślić, co stało się po paru miesiącach chodzenia razem do szkoły.  Miłość z przyjaźni zrodzona się stała. Tak, byli razem, szczęśliwi, a los cały czas im sprzyjał. Ale basta!  Przecież tak nie może być! I choć dobry Bóg chciał dla nich jak najlepiej to nieubłagalny los zrobił swoje.
Brunetka po wykańczającej lekcji tańca wreszcie wróciła do domu. Od progu usłyszała kłótnie,  spojrzała na swojego tatę i Ramallo. – Co się dzieje? – Zapytała dość oschle.  Asystent ojca spojrzał na nią z politowaniem – Violetto, ja tego nie chcę, ale to nie ode mnie zależy – Wyszeptał,  a w jego głosie usłyszała smutny akcent.  Już domyślała się, co to oznacza. – Znów chcesz mnie wywieźć na drugi koniec świata, prawda? Akurat teraz kiedy wszystko zaczęło się układać! Faktycznie, ty nigdy się nie zmienisz- Krzyknęła wściekła poczym pobiegła do swojego pokoju. Zamknęła drzwi przy, których zaraz usiadła i płakała. Płakała jak dziecko, które nie dostało lizaka, ale to nie była gra o lizaka. Tu nie chodziło o nędznego słodycze, tylko o coś, co zwie się życiem. Szczęśliwym życiem, które jej po raz kolejny zostanie odebrane.

To już jutro.  Nazajutrz jej życie przestanie być kolorowe, wyprowadzają się do Libii.  Dziewczyna uważająca, że to najnudniejsze miejsce na ziemi postanowiła nie iść do szkoły, nie schodzić na śniadanie i jednym słowem siedziała zamknięta w czterech ścianach.  I ta cisza… cisza, która wręcz ją ogłuszała, ale zdawało jej się, że właśnie tego potrzebowała, ale to tylko omylne złudzenie, które przerwało pukanie do drzwi. – Jeśli to ty tato to uprzedzam, że nie chcę z Tobą rozmawiać -  Głos jej się łamał, tak naprawdę potrzebowała rozmowy z kimś bliskim. Z kimś kto by ją zrozumiał i pocieszył, a taka osoba właśnie weszła do jej pokoju. – Zawsze tak witasz gości? – Zapytał brunet zabawnie poruszając brwiami. Jednak kiedy zobaczył jej minę pełną smutku i żalu usiadł obok i zapytał – Vilu, co się stało?- Wtuliła się w niego i płakała. Nic nie mówił, wiedział, że teraz musi się wypłakać. – Wyjeżdżam – Wychlipała po chwili – na stałe – Zbladł. Jego uczucia pękły jak drogocenne lustro, ale wiedział, że musi być silny. Dla niej. Podniósł się z różowej pościeli i podał jej rękę, aby także wstała.- Kiedy? – Zapytał. Spuściła wzrok, nie chciała mu mówić, pragnęła z nim zostać, miał być jej księciem, a tymczasem ona musi go opuścić. – Już jutro, wiem to bar….- Położył jej palec na ustach i starał się uśmiechnąć. – Jutro jest przyszłością, jest niewypowiedziane, a wszystkim, co mamy jest ta chwila .
***
Dzień Dobry :)
Tak oto prezentuję się mój One Part o Leonetcie.
Piszę go od miesiąca, ale tak naprawdę, naprawdę 
zabrałam się za niego tydzień temu. Planowałam
wstawić go przed Partem Patrycji, ale wypadł
mi wyjazd na narty. Uprzedzając pewne pytanie,
miałam śnieg. Wprawdzie w 99% był sztuczny,
ale co tam ;) Wracając do One Shota, podoba
wam się choć trochę? Miałam wymyślone trzy
zakończenia, jedno szczęśliwe, ale jakoś nie
chciałam, aby mój pierwszy OP był cukierkowy <3
PS Wiem, ten wygląd jest odrażający :> Za jakiś czas go zmienię, może nawet dzisiaj >.<

środa, 1 stycznia 2014

One Shot 1 -Marcessca- "Ale prawdziwa miłość przetrwa każdą rozłąkę..." cz.1


Znów to samo. Ci sami ludzie zgromadzeni wokół niewinnej Francessci. Te szydercze i pogardliwe uśmiechy nie schodziły im z twarzy. Bardzo często dawali jej do zrozumienia, że jest od nich o wiele gorsza.

        Francessca to pięcioletnia dziewczynka o ciemnych włosach i oczach. Mieszka w "Domu Dziecka", dlatego właśnie stała się źródłem pośmiewiska dzieci z podwórka. Jej rodzice zniknęli w niewyjaśnionym przypadku, ale ona nadal wierzyła, nie ona wiedziała, że oni nadal ją kochają i kiedyś po nią wrócą. Wtedy ona rzuci im się na szyję i zawoła: „Mamusiu! Tatusiu! Tęskniłam za wami!”. No właśnie. Z jej ust nigdy nie wypłynęło słowo „mama”, czy „tata”. To by za dużo ją kosztowało. Stanowczo, za dużo.


        Kolejny słoneczny poranek w Buenos Aires. Mała panienka Resto wstała, ubrała się i w pośpiechu zjadła jakiś owoc, po czym pobiegła ze swoją lalką, Zuzią, na podwórko. Na jej ukochane miejsce- plac zabaw.
        Usiad
ła na zielonej ławeczce ze swoją „przyjaciółką” i zaczęła układać oraz czesać jej długie, złote, zaplecione w warkoczyk włosy, przy czym podśpiewała piosenkę. Piosenkę, której nauczyła ją jej rodzicielka. Ona doskonale to wszystko pamięta, mimo iż miała wtedy 3 latka. Takich rzeczy nigdy się nie zapomina, bo na zawsze pozostaną w naszej pamięci.


         Pięciolatek pewnie kroczył przez uliczki dużego miasta. Miał bogatych rodziców. Było to po nim widać. Odważnie stawiał stopę za stopą. Chłopiec przeszedł przez bramę „raju” dla dzieci. Mechaniczne zabawki nie zastąpiły mu towarzysza do zabaw. Był bogaty i mógł mieć wszystko, czego zapragnął, ale nie miał przyjaciół, czy nawet kolegów. Był samotny.
          Nagle zauwa
żył na ławce piękną osóbkę płci przeciwnej. Podszedł i usiadł obok niej.
-Cze
ść. Jestem Marco. A ty?- zapytał, co raz to z każdym słowem odważniej. Pięciolatka rozejrzała się wokół i zapytała zdziwiona:
-Do mnie m
ówisz?
-No pewnie. A jest jaki
ś problem?
-Nie, tylko wiesz… - speszy
ła się troszkę.-Nikt ze mną nie rozmawia.
-Nie przejmuj si
ę. Ich strata.-powiedział, a ona się uśmiechnęła.-To zdradzisz mi swoje imię?
-Francessca.
-Francessca… Masz bardzo łądne imię.
- oznajmił. Dziewczynka się zarumieniła. Nie wiedziała, jak się ma zachować. Nikt do tej pory jej nie komplementował.
-Dz-dzi
ękuje.- wyjąkała.
-To jak? Pobawimy si
ę?- zapytał, a Resto ochoczo przytaknęła.-Ścigamy się do piaskownicy!!!-krzyknął. Dziewczynka biegła ile sił w małych nóżkach.
-Wygra
łam!
-Nieprawda. By
ł remis.-oznajmił roześmiany chłopak.


           Mijały dni, tygodnie, miesiące, a nasza mała dwójka przyjaciół nie rozstawała się. Wszystko robili razem i nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. Oboje wiedzieli, że mogą zaufać tej drugiej osobie całkowicie.


 Z wiatrem będzie mu posyłać pocałunki, wierząc, że wiatr muśnie jego twarz i szepnie mu do ucha, że ona ciągle żyje i czeka...




          Pewnego dnia Marco poprosił Francessce o natychmiastowe spotkanie.
-Co
ś się stało?- zapytała niepewnie.
-Tak, bo wiesz… Ja wyje
żdżam do Hiszpanii… Na zawsze.- Do jej oczu napłynęły łzy. Jej malutki świat runął, niczym domek z kart. Po raz kolejny traci najważniejszą osobę w jej życiu. Historia lubi się powtarzać.
-Dlaczego?-
łkała.
-Moi rodzice dostali tam prace, o du
żo lepszą niż ta, którą mają teraz.-otarł jej łezkę, która spływała po zaczerwienionym policzku i złapał ją za rączkę.-Ale ja tutaj wrócę. To jeszcze nie koniec. Kiedyś się spotkamy.
-Obiecujesz?
-Obiecuj
ę.
-Marco, jedziemy!!!-krzykn
ęła w tle jego mama.
-Ju
ż idę!- odkrzyknął, po czym zwrócił się do dziewczynki.- I pamiętaj… Wierz i żyj.







Hejka ;D
Szczęśliwego Nowego Roku!!!
Jak tam po sylwestrze?
Piccolo wypite? xD 
OS mi nie wyszedł.
Przepraszam.
Obiecuję, że następny będzie lepszy.
To do next'a ;3


Kocham Was, 
Patrycja Verdas ;***